piątek, 12 kwietnia 2013

Whitby, cz. 2

W piątek, piąteczek, piątunio ;) zapraszam Was do Whitby na część "miasteczkową".
Po zejściu z klifów zaczynają się wąskie uliczki, które urzekły mnie od razu i tak bardzo przypomniały mi francuskie Dieppe.



ostatni rzut oka na plażę

od tego miejsca zaczynały się niezliczone puby, kawiarnie i restauracje bądź bary serwujące "fish&chips" na wynos.

silnie wiejący wiatr nie przeszkadzał w konsumowaniu rybki na świeżym powietrzu

port nad rzeką Esk






 jedyna  pusta uliczka tego dnia







młodzi "Mumford&Sons" :) w tym momencie wykonywali piosenkę "I will wait" i wcale się nie dziwię, że turyści byli hojni.

tylko 199 schodów do pokonania,a  na górze nagroda - z jednej strony widok na port a z drugiej ruiny opactwa




dzień na świeżym powietrzu zaostrzył apetyt. oczywiście bez spróbowania ryby, nie wyjechalibyśmy z Whitby stąd też angielskie "fish&chips"- rozpływająca się w ustach ryba w panierce (której ja osobiście zaraz się pozbyłam -za tłusta jak dla mnie ;)) , mięciutkie frytki i puree z zielonego groszku- mmmm pycha. Nie obyło się bez piwa w pubie obok :)
Dzień zdecydowanie udany. Angielska pogodo - dziękujemy za łaskawość :D

8 komentarzy:

  1. i zrobiło się całkiem wakacyjnie ;), piękne zdjęcia ;)
    P.S. Ja w tę angielską pogodę dojrzałam najmniejszy krzyż pokutny w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przyjemnością obejrzałam.
    Kicia na zdjęciu wypatrzyłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, jest kiciek :) jakoś tak sam wszedł w kadr :D

      Usuń
  3. Też fish and chips jem obskubane z panierki, ale świeża rybka zawsze pyszna. :) Świetne zdjęcia, szczególnie te z opactwem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ufff, a myślałam że tylko ja wydziwiam ;)

      Usuń
  4. Cudowne zdjęcia, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń