W piątek, piąteczek, piątunio ;) zapraszam Was do Whitby na część "miasteczkową".
Po zejściu z klifów zaczynają się wąskie uliczki, które urzekły mnie od razu i tak bardzo przypomniały mi francuskie Dieppe.
ostatni rzut oka na plażę
od tego miejsca zaczynały się niezliczone puby, kawiarnie i restauracje bądź bary serwujące "fish&chips" na wynos.
silnie wiejący wiatr nie przeszkadzał w konsumowaniu rybki na świeżym powietrzu
port nad rzeką Esk
jedyna pusta uliczka tego dnia
młodzi "Mumford&Sons" :) w tym momencie wykonywali piosenkę "I will wait" i wcale się nie dziwię, że turyści byli hojni.
tylko 199 schodów do pokonania,a na górze nagroda - z jednej strony widok na port a z drugiej ruiny opactwa
dzień na świeżym powietrzu zaostrzył apetyt. oczywiście bez spróbowania ryby, nie wyjechalibyśmy z Whitby stąd też angielskie "fish&chips"- rozpływająca się w ustach ryba w panierce (której ja osobiście zaraz się pozbyłam -za tłusta jak dla mnie ;)) , mięciutkie frytki i puree z zielonego groszku- mmmm pycha. Nie obyło się bez piwa w pubie obok :)
Dzień zdecydowanie udany. Angielska pogodo - dziękujemy za łaskawość :D
i zrobiło się całkiem wakacyjnie ;), piękne zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Ja w tę angielską pogodę dojrzałam najmniejszy krzyż pokutny w Polsce :)
bo tak miało być :)
UsuńZ przyjemnością obejrzałam.
OdpowiedzUsuńKicia na zdjęciu wypatrzyłam :)
o tak, jest kiciek :) jakoś tak sam wszedł w kadr :D
UsuńTeż fish and chips jem obskubane z panierki, ale świeża rybka zawsze pyszna. :) Świetne zdjęcia, szczególnie te z opactwem. :)
OdpowiedzUsuńufff, a myślałam że tylko ja wydziwiam ;)
UsuńCudowne zdjęcia, naprawdę.
OdpowiedzUsuńcudnie dziękuję, naprawdę :)))
Usuń